Z danych IMS Health wynika, że wzrasta na całym świecie sprzedaż preparatów bez recepty. Wśród nich są także leki zalecane przez lekarzy, jednak zaskakująca większość to suplementy diety, które kupujemy często bez ich rekomendacji, kierując się reklamą bądź… ładnym, zachęcającym do zakupu opakowaniem.
Ponad 70% z nas regularnie przyjmuje minimum jeden lek lub suplement diety. Niepokojąca jest skala zjawiska. Dlaczego tak się dzieje?
Jedną z głównych przyczyn jest wszechobecna reklama. Oglądając telewizję lub słuchając różnych rozgłośni radiowych, obserwujemy wzrost liczby emitowanych reklam różnych preparatów wspomagających. Są często przedstawiane niejako preparaty wspomagające dietę, ale jako cudowne leki, niemal panacea na różne dolegliwości! Aktorzy odgrywają sugestywnie rolę farmaceutów, lekarzy, sugerują nam rozmaite choroby (każdy z nas ma jakieś „podobne objawy”…) i nakłaniają do kupna różnych produktów na dolegliwości, które często nie wymagają podawania żadnych środków leczniczych… Lub przeciwnie: wymagają konsultacji lekarskich, a nie zjadania ładnie opakowanych suplementów.
Według twórców reklam, większość z przedstawionych preparatów jest nie tylko pożyteczna, ale wręcz niezbędna nam do prawidłowego funkcjonowania organizmu. Często gotowi są zasugerować nam jakieś schorzenie podpowiadając odpowiednie symptomy i oferują gotowe lekarstwo.
■ To nie są leki
To suplementy diety, które mają uzupełniać naszą codzienną dietę. I to wszystko. A może jeszcze nie wszystko: uzupełnieniem diety i ustaleniem, czego nam brakuje, powinien się zająć dietetyk lub lekarz a nie pan doktor po szkole aktorskiej…
Skład niektórych spośród tych preparatów pozostawia wiele do życzenia, ponieważ nie są to środki weryfikowane w laboratoriach, nie są też w żaden sposób certyfikowane. Im bardziej egzotyczne i mało znane konsumentowi, „cudowne” surowce, tym lepiej dla… wyników sprzedaży. Często są to
nieprzebadane surowce roślinne, bez potwierdzonych badań klinicznych, więc mogą wywoływać niezamierzone efekty. Niekiedy to środki występujące już od wielu lat na rynku, zawierające wciąż te same substancje, ale dzięki reklamie nabywają „nowych właściwości zdrowotnych”.
Zjawisko świadomego wprowadzania w błąd odbiorcy nie kończy się na reklamie. Powstają nowe sklepy internetowe, oferujące najrozmaitsze specyfiki „na wszystko”. Dla babci i dziadka, dla mamy i taty, dla dziecka… Nie mamy żadnej wiedzy, w jakich warunkach dany preparat jest przechowywany, bo nie obejmują go przepisy odnoszące się do leków. Należy do żywności. Czy skład na opakowaniu zgadza się z realną zawartością? Nie wiemy. Bardzo popularne są w tej grupie preparaty na odchudzanie. Obok sugestywnej promocji, często umieszcza się „uwiarygodniające” je zdjęcia „przed i po kuracji”, które nie mają nic wspólnego z tym preparatem. W składzie możemy zna leźć substancje, które często działają przeczyszczająco. Długotrwałe ich stosowanie bez wskazanej przyczyny może powodować zaburzenia naturalnej perystaltyki jelit, a w konsekwencji, po zaprzestaniu brania specyfiku, do zaparć. Odchudzające właściwości przypisuje się również kawom, her batom i różnego pochodzenia surowcom, które nie posiadają udokumentowanego działania odchudzającego.
Kupując takie preparaty, czynimy to na własne ryzyko. Musimy być bardzo ostrożni, szczególnie jeśli na stałe zażywamy przepisane przez lekarza leki.
Środki kupowane bez recepty, które sami sobie aplikujemy bez żadnych konsultacji z lekarzem lub farmaceutą, mogą zawierać substancje czynne, które już przyjmujemy. Nieświadomie możemy dopuścić do przedawkowania, co zamiast poprawić stan zdrowia, może go pogorszyć lub nawet zagrozić naszemu życiu.
Skoro już jednak jesteśmy zdeterminowani, by stosować takie środki, kupujmy je przynajmniej w aptece, mamy przynajmniej pewność, że są one przechowywane zgodnie z normami i mamy możliwość rozmowy z farmaceutą (prawdziwym, nie tym z reklamy), który może nam doradzić. Dopytujmy farmaceutę o wszystko, jeśli już chcemy kupić reklamowany produkt.
Polski przemysł farmaceutyczny wydaje na reklamy swoich produktów o 1/3 środków finansowych więcej niż branża spożywcza.
Na początku roku 2012 wprowadzono do ustawy Prawo farmaceutyczne (Dz.U. z 2008, nr 45, poz. 271) bezwzględny zakaz reklamy w aptekach (art. 94a). Nadal jednak reklamy leków bez recepty i suplementów diety zalewają nas
w mediach, w prasie czy w internecie. Ministerstwo Zdrowia rozważa kolejne zmiany i ograniczenia.
■ Dawne inspiracje
Temat reklamy farmaceutyków podejmuje w opublikowanym w Panacei artykule pt. Ocet siedmiu złodziei i babiloński kleik… dr n. farm. Piotr Kaczmarczyk, opisuje on m.in. jakimi pomysłami inspirowali się wcześniejsi „producenci” farmaceutyków.
Przedstawiamy fragment artykułu:
Wykorzystanie reklamy wyłącznie celem wzbogacenia, ma w farmacji bardzo długą historię. Mumio, przeróżne Driakwie, Theriaki i Mitrydaty,
Mleko dziewicze, a nawet Róg jednorożca, to ponadczasowe produkty, które bez względu na przypadkowy skład znajdowały nabywców przez całe stulecia. Dzisiejsze Super, Extra, Sprint i Max to też nic nowego. Dawniej reklamowanym środkom szlachetności nadawała łacińska nazwa lub odniesienie do obiektów kultu: Elixir ad longam vitam, czyli eliksir długiego życia, Pilulaesine quibus esse nolo – pigułki, bez których nie chce się żyć (w rzeczywistości przeczyszczające), Emplastrum gratia dei – plaster bożej łaski, czy Pilulae benedictae – pigułki błogosławione. W kulturze chrześcijańskiej, jako leki sprzedawano fragmenty przedmiotów związanych z obiektami kultu: ocet, który podawano do picia ukrzyżowanemu Jezusowi, czy też drzazgi ze Świętego Krzyża.
Sugestywna reklama dzisiejszych preparatów nie jest niczym nowym. W reklamie specyfiku Faricum jak w spocie telewizyjnym – z jednej strony podchodzą ludzie chorzy, z drugiej, po zażyciu, cudownie ozdrawiali, dziękują butelce ze środkiem uchylając kapelusza. Na etykiecie Faricum wypisany jest szereg chorób i dolegliwości na które ma on być pomocny, są to m.in.: błonnica, ból gardła, krup, katar, siniaki, skręcenia, owrzodzenia, nerwobóle, bóle zęba. Reklama drukowana była w Nowym Jorku w roku 1880.
Poniżej przykłady przedwojennych reklam. Już wtedy zaciekawiały oryginalnymi hasłami oraz kolorową grafiką. Na przykład: Efisan podnosi siły życiowe – wskazane nawet dla najmłodszych, niezależnie od miejsca zawsze należy mieć go pod ręką. Algorhin – na uciążliwy katar, użycie personifikacji do wyolbrzymienia dolegliwości, a tym samym skuteczności produktu. Reklamy z kolekcji działu zbiorów specjalnych Głównej Biblioteki lekarskiej